W zajmującym niecałe trzy strony artykule pt. „Interes w pigułce” autorce udaje się zmieścić bodaj wszystkie fałszywe tezy powielane przez propagandę wielkich sieci, unurzać je w politycznym sosie i zaserwować czytelnikowi smacznie wyglądający stek bzdur, ordynarnych kłamstw oraz rozczulających błędów rzeczowych i redakcyjnych. Brakuje w nim tylko jednego elementu: adnotacji „Sponsorowane przez PharmaNET”.
Złotą zasadą warsztatu pracy dziennikarza jest sięganie po głosy wszystkich zainteresowanych stron. Tymczasem w opiniotwórczym tygodniku pojawił się artykuł szanowanej dziennikarki – red. Joanny Solskiej – co do którego osoby zaznajomione z rynkiem farmaceutycznym mogą zadać sobie tylko jedno pytanie – korupcja czy naiwność?
Pożyteczni... czyli dobrze się sprzedać
Dobór rozmówców, jakiego dokonała red. Solska, nie zdziwi nikogo, kto obserwował tegoroczne Europejskie Forum Nowych Idei. Wszystkich (Adama Wasilewskiego, Marcina Piskorskiego, Ewę Budzowską i Edwarda Böhma) można było bowiem spotkać w Sopocie na tym organizowanym przez Konfederację Lewiatan wydarzeniu. Z centrum konferencyjnego red. Solska mogła więc wyjść z gotowym szkicem artykułu, po co więc zadawać sobie trud konfrontowania usłyszanych tam tez ze zdaniem drugiej strony? Autorka tekstu woli w słowie „aptekarze” zamknąć wyłącznie właścicieli sieci aptecznych – tym razem tych niewielkich i średnich, bo ich problemy łatwiej można sprzedać jako problem społeczny.
Artykuł otwiera wypowiedź Adama Wasilewskiego, ekonomisty prowadzącego niewielką sieć aptek Dar Zdrowia. To jedna z postaci, którymi PharmaNET aktywnie posługuje się ostatnio, by zamaskować fakt, że reprezentuje on interesy wielkich sieci z zagranicznym kapitałem.
Nie możemy rozwijać pięciu aptek, które zgromadziliśmy w naszej sieci, nie możemy ich sprzedać ani przekazać własnym dzieciom.
Ile nieprawdy można zmieścić w jednym zdaniu z trzema orzeczeniami? Sprawdźmy: aptek w sieci jest nie pięć, a sześć (a do tego prężna drogeria internetowa). Można je oczywiście swobodnie rozwijać, zależy tylko co rozumie się przez rozwój – pojawiają się choćby coraz to nowe usługi farmaceutyczne, o które można zwiększać ofertę. Nie istnieją też żadne prawne przeszkody, by sprzedać tę czy inną aptekę. Przekazanie ich dzieciom też nie powinno nastręczyć żadnych problemów, jeśli tylko dzieci wybiorą farmację jako swoją drogę życiową. W jednym zdaniu cztery fejki – nieźle, czytajmy dalej.
A dalej pojawia się już świetnie nam znany prezes ZPA PharmaNET – tym razem po raz pierwszy jako obrońca interesów niezależnych farmaceutów. A dokładnie tajemniczej Pani magister W. z Częstochowy, która znalazłszy się w potrzebie pozbycia się swych trzech aptek, zgłosiła się do organizacji wielkich sieci:
W każdej innej branży sytuacja byłaby prosta, ale aptekarzom ustawa tego zabrania – mówi Marcin Piskorski.
I znowu – „Apteka dla Aptekarza” nie zabrania właścicielom aptek pozbywania się swoich placówek. Przez lata rzeczywiście w analogicznej sytuacji jedna z wielkich sieci mogłaby momentalnie wchłonąć apteki, nowelizacje Prawa farmaceutycznego zatrzymały jednak ich ekspansję, która według prognoz miała do 2022 roku doprowadzić do upadku całej (!) niezależnej farmacji.
Dalej następuje wyliczenie, ile za apteki pani W. mogła dostać przed AdA, a ile warte są teraz. Pomijając już to, że jedynym źródłem tych wyliczeń jest najpewniej prezes Piskorski, pojawia się tu inny problem – mylenie przyczyny ze skutkiem. Redaktor Solska pisze bowiem, że banki po nowelizacji ustawy uznały apteki za bardzo ryzykowną branżę i wymawiają kredyty obrotowe. Nie jest to jednak skutek samych zapisów antykoncentracyjnych, a chaosu, jaki robią wokół nich wielkie korporacje i wpływowe organizacje, torpedując nowe prawo i destabilizując sytuację na rynku. To właśnie ta niestabilność jest przyczyną utrudnień w zdobyciu kredytowania, a nie sam sens nowelizacji.
Spotykamy się tu też ze stwierdzeniem, że „dzielenie trzech aptek” obniży ich cenę. Autorka ewidentnie nie zdaje sobie sprawy, że każda apteka to osobna i niezależna placówka ochrony zdrowia, działająca na podstawie odrębnego zezwolenia. Zawsze funkcjonował na rynku aptek zakaz nadmiernej koncentracji, który jednak twórcy sieci przez lata ignorowali. To właśnie dlatego prowadzenie biznesu polegającego na kumulacji aptek zawsze było działaniem mocno ryzykownym, co jednak nie powstrzymywało wielu przedsiębiorców od prowadzenia na tym rynku niekontrolowanej ekspansji.
Warto jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie związane ze sprawą Pani W.: po pierwsze, red. Solska najwyraźniej poznała ten przypadek z drugiej ręki – brak tu bowiem cytatów z samej zainteresowanej, a mówi o tym prezes związku branżowych potentatów. Po drugie: nieprzypadkowo przywołano sprawę związaną z chorobą farmaceutki. Jesteśmy świadkami ewidentnej próby grania na uczuciach czytelnika, trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie.
W podobnym, emocjonalnym tonie utrzymana jest również wypowiedź szefowej sieci „Apteka od Serca” Ewy Budzowskiej:
Gdyby coś mi się stało, dzieci sobie z takim spadkiem nie poradzą.
Według tego, jak przedstawiona jest przez autorkę Ewa Budzowska, prowadzi ona 10 aptek, głównie w małych miastach. Prawda jest jednak inna – pod kontrolą spółki Od Serca S.A. znajduje się ok. 90 aptek w miastach najróżniejszej wielkości. Dzieci mogą sobie oczywiście z takim spadkiem nie poradzić, ale jest to chyba powszechny problem wszystkich przedsiębiorców – po to powstał Kodeks spółek handlowych, by regulować tego typu kwestie. Mówiąc dosadnie – w razie czego dzieci poradzą sobie lepiej albo gorzej, ale zapewne będą miały czym otrzeć łzy. W każdym razie nieprawdą jest, że apteki w trakcie procesu spadkowego nie mogą zarabiać, trzeba je zamknąć, a spadkobiercy nie mogą być właścicielami. Ustawodawca zapisał w ustawie okres dwóch lat po śmierci właściciela na uporządkowanie struktury własności podmiotu prowadzącego aptekę. W tym czasie placówka może działać bez przeszkód.
Kolejnym przedsiębiorcą z branży, którego przypadek przytacza w swym artykule red. Joanna Solska, jest Edward Böhm (z jakiegoś powodu uparcie nazywany w tekście „Boehmeuthem” – spisujemy to na karb „demonicznej” działalności „Lewiatana”, który z uprzejmego starszego pana zrobił nieomal Behemota). To prezes aptek Hibiskus (nazwanych w tekście „Hibiscus”), który z racji wieku, co zrozumiałe, chciałby pewnie pozbyć się interesu na korzystnych warunkach. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby model biznesowy oparty na tym, żeby rozkręconą działalność sprzedać potentatowi, nie trafił na kamień w postaci egzekucji przepisów rynku ściśle regulowanego:
Nie chcę sprzedawać aptek po jednej, a wszystkich jednocześnie nie mogę, bo nikomu nie wolno ich kupić. Nie mam ruchu, więc chociaż w przyszłym roku kończę 80 lat, muszę pracować nadal. Może w tym czasie prawo się jednak zmieni?
Płonne nadzieje Pana Edwarda to nieszczególnie dobra wizytówka sprawnego biznesmena, który powinien przecież przewidywać trendy na rynku. Gdy wchodził na rynek w dobie transformacji, galopującej deregulacji wielu gałęzi gospodarki, nie zapaliła mu się jednak czerwona lampka ostrzegająca go przed ekspansją na rynku przecież ściśle regulowanym. Zdobywał kolejne zezwolenia na prowadzenie kolejnych aptek, obserwował wszystkie zmiany związane z ich prowadzeniem i nie przewidział, że przyjdzie dzień, gdy ekspansja wielkich sieci zostanie prawnie zablokowana i nie będzie istniał podmiot mogący przejąć kilkadziesiąt aptek naraz? No to trudno, dziś dobrze się sprzedać można już tylko rozłożywszy to na dłuższą perspektywę czasową.
Pomylone tropy
Standardem dla przekazów propagandy wielkich sieci jest wyciąganie fałszywych wniosków z prawdziwych danych. Na zapisy „Apteki dla Aptekarza” zrzuca się w nich wszystkie możliwe problemy nękające współczesną polską farmację, nie inaczej jest i w tekście red. Solskiej:
Politycznie sprawa wydaje się małej wagi, skoro dotyczy zaledwie 12 tys. właścicieli placówek i ich rodzin. (sformułowanie brzmieć chyba powinno „właścicieli 12 tys. placówek” – właścicieli jest bowiem wielokrotnie mniej niż aptek – przyp. red.) Dotyczy jednak także pacjentów, leki kupujemy wszyscy. Jeśli zastanawiamy się, dlaczego w jednych aptekach receptę możemy wykupić od ręki, a w innych z reguły każą nam się po leki zgłosić za dzień, dwa, albo dlaczego w jednych jest drożej niż w innych, to odpowiedzi można szukać w „ustawie 2.0” Właściciela jednej apteki zwykle nie stać, żeby zamrażać kapitał i towar na półkach, więc musi zamawiać i czekać na dostawy z hurtowni.
Nierówna dystrybucja leków do aptek nie jest winą farmaceutów, a nielegalnych praktyk hurtowni powiązanych wbrew Prawu farmaceutycznemu z sieciami aptecznymi. Fragment ten warto tu przytoczyć, bo jest to otwarte opowiadanie się przez autorkę za wielkimi podmiotami – red. Solska zarzuca w nim niezależnym farmaceutom, że nie stać ich na trzymanie na zapleczu wszystkich leków w każdych ilościach. Prawda jest jednak taka, że w każdej aptece, niezależnej czy sieciowej, mogą pojawić się braki i jest to naturalne. Problem pojawia się, gdy dystrybucja leków deficytowych jest celowo nierówna, a w tym akurat specjalizują się wspomniane wyżej hurtownie powiązane z sieciami.
Skoro już o hurtowniach mowa, nie uszła uwadze red. Solskiej również kwestia lidera na rynku hurtu farmaceutycznego, którym tak ochoczo straszy propaganda wielkich sieci:
Po roku obowiązywania ustawy (weszła w życie we wrześniu 2023 r.) niewątpliwym beneficjentem Apteki dla aptekarza 2.0 jest hurtownia farmaceutyczna Neuca z Torunia (podajemy za Politykazdrowotna.pl). W 2023 r., gdy wprowadzono zmiany prawne Neuca posiadała ok. 30 proc. polskiego rynku hurtu aptecznego, pozostając jego liderem. Przez ostatni rok odnotowała sukcesywny wzrost. Wielkim hurtowniom – na polskim rynku są trzy – łatwo jest dyktować warunki osłabionym złym prawem rozdrobnionym aptekom.
Ciekawostek w tym akapicie jest bardzo wiele. Po pierwsze, ewidentnie zaangażowana politycznie po stronie obecnie rządzącej koalicji red. Solska powtarza tu słowa pełnomocnika wywodzącego się z PiS Prezydenta Andrzeja Dudy. Po drugie, zasłania się niewielkim branżowym portalem Politykazdrowotna.pl wygłaszając subiektywnie wartościujące sformułowanie, jakoby Neuca miałaby być „beneficjentem” AdA. Po trzecie, red. Solska zapomina (bądź nie wie), że równolegle z AdA 2.0 postępował proces legislacyjny tzw. Dużej Nowelizacji Ustawy Refundacyjnej, który podniósł marże hurtowe.
Nieśmiertelne statystyki o rzekomych 94% polskiego kapitału na rynku aptecznym, którymi od lat środowisko wielkich sieci aptecznych mydli oczy opinii publicznej, doznały w tekście Joanny Solskiej aktualizacji – mowa już tylko o 93% polskiego kapitału. Już sama ta zmiana powinna obudzić naszą czujność, jednak autorka, zgodnie z tradycyjną logiką PharmaNETu, uspokaja – o dominacji rynku przez kapitał zagraniczny nie może być mowy. Problem w tym, że przytaczana statystyka jako obcy kapitał traktuje wyłącznie należące do izraelskiego potentata apteki Super-Pharm. Tymczasem za czysto polskie, małe przedsiębiorstwa uznawane są w niej między innymi podmioty prowadzące apteki kontrolowane przez amerykański fundusz Warburg Pincus, działający poprzez spółkę zarejestrowaną na Kajmanach.
Ciekawe są także rachunki związane z liczbą sieci aptecznych w poszczególnych grupach. Według red. Solskiej wśród 302 działających w Polsce sieci 180 posiada od pięciu do dziewięciu aptek, 72 to sieci od dziesięciu do dziewiętnastu placówek i... zaledwie 100 podmiotów prowadzących powyżej stu aptek. Wychodzi więc na to, że największe sieci mają co najmniej 10000 placówek! Niestety, chyba nawet tak poważną redakcję jak „Polityka” dotknęła redukcja etatów wśród korektorów...
„Polityka” upolitycznia apolityczne
Najbardziej chyba skandalicznym nadużyciem, jakiego dopuszcza się red. Joanna Solska, jest szczucie na samorząd zawodu farmaceuty, któremu poświęcona jest znaczna część artykułu. Przypomnieć należałoby Pani redaktor, że Naczelna Izba Aptekarska jest instytucją umocowaną ustawowo, działającą prawie tak długo, jak długo istnieje III RP. Naczelna Rada Aptekarska jest organem wybieranym demokratycznie, działającym na rzecz ogółu farmaceutów i z gruntu apolitycznym. Nie przeszkadza to jednak Pani redaktor przedstawiać samorząd tak, jak gdyby powołany został za rządów PiS i na usługi tej partii.
Wygodnym dla takiej narracji faktem jest polityczne zaangażowanie byłego prezesa NRA w 2015 roku, które jednak ani w żaden sposób nie wpłynęło na prace samorządu, ani nie przyniosło Grzegorzowi Kucharewiczowi żadnych fruktów. Wyciąganie tej sprawy z lamusa to już istne polowanie na babę jagę.
Propagatorzy interesu wielkich zagranicznych sieci szukali już politycznego poparcia w wielu środowiskach, dość przypomnieć, z jaką zapalczywością sprawę przywrócenia wolnej amerykanki na rynku aptek bronił pełnomocnik Prezydenta Dudy na sali tzw. Trybunału Konstytucyjnego. Wciąż jednak nie ustają próby powiązania antykoncentracyjnych regulacji z PiS. Autorka artykułu bez żenady wyprowadza paralelę ze zmianami prawnymi, do jakich doszło na Węgrzech i gra tą kartą dla zdezawuowania polskich regulacji. Ignoruje przy tym fakt, że w AdA nie znalazły się żadne zapisy, które sieciom nakazałyby pozbywanie się posiadanych już przez nie aptek (jak było na Węgrzech), czy likwidowanie biznesu. Mimo to red. Joanna Solska w zakończeniu swego artykułu pisze:
Na razie w Warszawie Budapesztu udało się uniknąć, w aptekach jednak obowiązuje.
Oczywiście takie zabiegi mogą działać na czytelników niemających pojęcia o rynku aptek, ale każdemu, kto spojrzy na mapę krajów, dopuszczających działalność sieci, klapki z oczu spadną. Antykoncentracyjne regulacje działają bowiem w większości państw unijnych, ok. 80% aptek w UE działa w ramach różnych iteracji zasady Apteka dla Aptekarza. Wszelkie próby odstępstwa od niej owocują rozrostem wielkich korporacji na tym rynku, zamykaniem nierentownych placówek i w efekcie powstawaniem tzw. „pustyni aptecznych”. Pozostaje życzyć Pani redaktor Joannie Solskiej większej wnikliwości, więcej zapału do weryfikacji kolportowanych informacji i większego „szczęścia” do rozmówców.