W drugiej dekadzie XXI wieku, czyli niemal 10 lat temu, środowisko farmaceutów niepokoiły strony internetowe, za pośrednictwem których zamawiać można było leki na receptę, co zgodnie z polskim prawem było i jest nielegalne. Nie funkcjonowały one jako apteki internetowe. Jedne z nich sprzedawały produkty niewiadomego pochodzenia i jakości, identyfikowane jako leki tylko na tej podstawie, że miały opakowania takie same jak leki.
Równolegle działały podmioty nazywające się przykładowo klinikami, oferujące pacjentom prostą ścieżkę do zdobycia dosłownie każdego leku, także tego na receptę. Wystarczyło wypełnić prostą ankietę i napisać, jakiego leku się oczekuje, by ten lek dostać. Po drodze był podobno lekarz i analiza treści ankiety, recepta i dopiero wtedy miała być wysyłana do pacjenta paczka z lekiem. Takie przesyłki docierały do polskich pacjentów m.in. z Wielkiej Brytanii.
Zawsze wstydliwe
Główny Inspektorat Farmaceutyczny, pytany o te paczki, rozkładał ręce. Ówczesny jego rzecznik, Paweł Trzciński, mówił w 2016 r., że taka sprzedaż była obiektem zainteresowania GIF, ale inspekcja napotykała pewne przeszkody:
Za każdym razem od naszego brytyjskiego odpowiednika otrzymywaliśmy informacje, że wszystko odbywa się w zgodzie z prawem. Zawsze chodziło też o leki na tak zwane wstydliwe przypadłości, a więc problemy z potencją czy choroby weneryczne, po które Polacy niechętnie chodzą do lekarzy. Recepty były wypisywane na podstawie wywiadu przeprowadzanego z wykorzystaniem Skype, apteki działały legalnie. (…) Co innego, gdy podmiot jest wirtualny i łamie prawo kraju, na terenie którego jest zarejestrowany. Paradoksalnie łatwiejsza sytuacja jest, gdy prowadzi działalność poza Unią Europejską, bo wówczas dochodzi jeszcze kontrola celna. Internetowa sprzedaż leków stanowi dziś dla całej Europy wielkie wyzwanie, w handlu internetowym rośnie bowiem ryzyko fałszerstw. Nasz dział prawny przyjrzy się więc tym stronom i przeanalizuje, czy mamy do czynienia z podobnym przypadkiem co do tej pory, a więc z działalnością legalną w świetle europejskich przepisów, czy też zachodzi tym razem sytuacja odmienna, mogąca rodzić podejrzenia co do legalności działalności podmiotów.
Biznesowy strzał w dziesiątkę
Mijały lata, a inspektorat dalej chyba się zgłoszonej mu wówczas sprawie tylko przyglądał, bo wciąż nie było żadnych widocznych efektów tego przyglądania. A z Anglii szerokim strumieniem płynęły do Polski leki na potencję, hormonalne itd. Aż przyszła pandemia COVID-19 i sprawa nabrała zupełnie nowego wymiaru. E-recepta, która po latach pracy, została szczęśliwie tuż przed pandemią wdrożona, ratowała zdrowie i życie ludzkie. Lekarze wystawiali recepty zdalnie, siedząc w zamkniętych dla pacjentów przychodniach.
Ktoś wpadł wtedy na pomysł, by połączyć dwa w jedno, czyli brytyjskie wzory i polski technologiczny postęp w postaci e-recepty. Od tego momentu możliwe było zdalne przesyłanie recept, a w zasadzie samych kodów, co z biznesowego punktu widzenia było strzałem w dziesiątkę. Teraz do zarabiania wystarczył lekarz, komputer i internet.
Magazyn z lekami i same leki, pracownicy, którzy musieli być w ich zamawianie, pakowanie do pudełek i kontakty z firmami transportowymi zaangażowani, stali się niepotrzebni. Potrzebne były jedynie lekarskie prawa wykonywania zawodu. I to nie w zakresie specjalizacji, odpowiadającej problemom zdrowotnym pacjentów, bo przecież w tym przypadku nie lekarz, tylko pacjent decydował, jaki lek jest mu potrzebny. Sam się więc diagnozował i oczekiwał spełnienia swojego życzenia, skoro sam za wszystko płaci.
Nikt nie analizował, czy jest to lek, który pacjent powinien zażywać dla poprawy zdrowia, ani czy nie będzie wchodził w interakcje z innymi lekami przezeń stosowanymi. Ministerstwo Zdrowia rozpierała jednak duma, że tak fantastycznie poradziło sobie z pandemią, ze zdalną obsługą pacjentów przez lekarzy. Receptomaty coraz bardziej masowo wystawiające recepty na leki psychotropowe i narkotyczne omijało wzrokiem.
Ministerstwo odzyskało wzrok
Aż nagle, w 2023 r., czyli po mniej więcej po trzech latach od uruchomienia receptomatów, Ministerstwo Zdrowia odzyskało wzrok. Ówczesny minister Adam Niedzielski stwierdził podczas audycji radiowej, że jego resort planuje wprowadzenie ograniczeń w wystawianiu e-recept przez internet, bo narasta problem ich niekontrolowanego wydawania. Mówił o wystawianiu tysiąca recept w ciągu doby, co w przeliczeniu na normalne godziny pracy dawałoby dwie recepty na minutę.
Ta wypowiedź szokowała, gdy pamiętało się odpowiedź wiceministra Macieja Miłkowskiego na interpelację posła Krzysztofa Gawkowskiego. Parlamentarzysta pisał:
(...) recepty wystawiane są przez lekarza z prawem wykonywania zawodu, niezależnie od specjalności. Prowadzi to do sytuacji, w której receptę na dowolny lek (również leki narkotyczne), może wystawić dowolny lekarz, również dentysta, a niektórzy medycy potrafili wystawić tysiące recept, nie widząc pacjentów.
Co odpowiedział wiceminister Miłkowski? Że zawody lekarza i lekarza dentysty są zawodami zaufania publicznego, co oznacza, że powinni oni kierować się zasadami etyki zawodowej i wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej. A jeśli tak, to należy przyjąć, iż działania lekarzy pozostają zgodne z obowiązującym porządkiem prawnym. Według Miłkowskiego nie było więc sprawy.
To wina lekarzy?
W 2023 r. sprawa już jednak była. Swoje trzy grosze dorzucił do wypowiedzi ministra Niedzielskiego Janusz Cieszyński, wtedy minister cyfryzacji, wcześniej wiceminister zdrowia od maseczek i respiratorów. Hurtowe wystawianie recept za pieniądze ocenił jako skandaliczne i szokujące. I zaklasyfikował je jako nadużycie, choć jako wiceminister zdrowia, gdy receptomaty ruszyły w pandemii pełną parą, nie wyrażał wobec nich szczególnych uwag.
Trudno też przypomnieć sobie jakąkolwiek jego wypowiedź o tym, że trzeba uszczelnić przepisy, by – skoro powstała taka możliwość pozyskania recept – nie dochodziło do nadużyć. Ani słowem nie wspomniał, że swoją popularność receptomaty zawdzięczają między innymi stygmatyzacji pewnych grup pacjentów. Na przykład kobiet, które chciałyby otrzymać tabletki Ella One i nie mogą czekać miesiącami na konsultację w ramach NFZ.
Tym wypowiedziom towarzyszył pomysł, jak sprawę rozwiązać. Wymyślono, że na lekarzy nałożone zostaną limity ilościowe na wystawiane e-recept. Bo to wina lekarzy, że do nadużyć dochodzi. Nie ustawodawcy, nie resortu zdrowia – ich braku myślenia przyczynowo-skutkowego, zakładania, że jakoś to będzie, a jeśli nie będzie, to coś się wykombinuje.
Zmasowane kontrole… w POZ
Ostatecznie, za tymi groźnymi pomrukami nic dalej nie poszło. Po upłynięciu miesiąca, w którym wprowadzone miały być nowe regulacje prawne, nic się nie wydarzyło. Pisząc o tym w pierwszej połowie 2023 r. „Magazyn Aptekarski” podkreślał kuriozalność wypowiedzi odnoszących się do rzekomo szybkiej reakcji, skoro nastąpić ona miała po trzech latach działania receptomatów. Zauważał też, że zaczęły się zmasowane kontrole w przychodniach Podstawowej Opieki Zdrowotnej, które skutkowały karami za wystawianie recept z refundacją, m.in. na leki przeciwbólowe i psychiatryczne oraz recept będących kontynuacją terapii zlecanych w ramach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej.
Nie docierały jednak do opinii publicznej informacje o kontrolach w receptomatach czy o karach nakładanych na nie. Nikogo, kto śledzi poczynania decydentów to jednak nie dziwiło. Z receptomatów pacjenci otrzymują pełnopłatne recepty, a skoro nie było refundacji, to po co się nad takimi receptami pochylać?
Wychodziło więc na to, że w ramach walki z nadużyciami (jak głosili rządzący) dokonywanymi przez receptomaty (czy też lekarzy w ich ramach funkcjonujących), zaczęto sprawdzać i karać POZ. Bardzo to logiczne i racjonalne, prawda?
Kolejnej ekipie sprawa się rozmywa
Po tym, jak minister Niedzielski ustąpił w niesławie (w związku z ujawnieniem danych wrażliwych), na ministerialnym stołku zasiadła Katarzyna Sójka. Na chwilę, bo wkrótce zastąpiła ją ministra dwutygodniowa – Ewa Krajewska, która dla tej funkcji porzuciła posadę Głównego Inspektora Farmaceutycznego.
Jakie były ich zasługi w zapowiadanej walce z receptomatami, nie sposób przytoczyć. Od grudnia minionego roku mamy jednak nowe rozdanie polityczne, a wraz z nim nowych ministrów i wiceministrów. Czy zmieniło to cokolwiek w sprawie receptomatów?
Pewne rzeczy – trzeba uczciwie przyznać – wydarzyły się. W czerwcu zaostrzono kontrolę przepisywania recept na leki psychotropowe i narkotyczne, wprowadzając dokładniejszy system monitorowania. Nowa ministra zdrowia Izabela Leszczyna mówiła przy tej okazji, że działający system monitorowania ich wystawiania, nie zawierał żadnej procedury, żadnego regulaminu, żadnego zarządzenia ministra zdrowia, który by mówił na przykład, w jakich okresach ma być raportowanie.
Ministra uświadamiała, jak to jest ważne mówiąc, iż dzięki raportowaniu można wyłapać niepokojące zjawiska, w tym fakt, że recepty jednego lekarza są realizowane w ciągu jednego dnia w różnych miejscach w Polsce, bo do takich patologii może prowadzić mechanika działania receptomatów. Ministra wskazywała przy tym na rozmycie odpowiedzialności kontrolnej pomiędzy różnymi instytucjami i brak współpracy z policją.
Marihuana i apelowanie
W lipcu zapowiadano natomiast, że za pośrednictwem receptomatu nie będzie można już uzyskiwać recept na leki psychotropowe czy narkotyczne, bo zniknie możliwość ich wystawienia w trakcie teleporad. Miało się to wydarzyć w ciągu miesiąca, a efektem miała być konieczność wizyty w gabinecie lekarskim, by otrzymać receptę na tego typu leki. Rzecz dotyczyć miała także marihuany, jednak działo się z nią coś dziwnego – najpierw w projekcie ministerialnego rozporządzenia była, potem zeń znikła, w końcu wróciła. W tej sytuacji nie powinno już chyba nikogo dziwić, że sprawa w październiku dalej nie była zakończona.
W sierpniu czy we wrześniu wydarzyło się coś jeszcze. Ministerstwo Zdrowia zaapelowało do lekarzy, by nie wystawiali recept na leki przeciwcukrzycowe (jak Ozempic) w celu leczenia nadwagi i otyłości, czyli we wskazaniu pozarejestracyjnym, bo stąd biorą się problemy z kontynuacją leczenia przez diabetyków. Oczywiście ministerstwo miało prawo wystosować taki apel, jednak jego lektura dziwiła, zaskakiwała, a nawet oburzała. Apel ten dotykał bowiem jednocześnie szeregu wrażliwych kwestii, a zdalne wystawianie recept jest tu tylko jednym z dowodów słabości naszych rozwiązań prawnych. To także oznaka braku wyobraźni, którym od lat naznaczona jest legislacja w tym zakresie.
Dziwna bezradność urzędników
Leki takie jak Ozempic wielu osobom jawią się jako jedyny sposób na rozwiązanie problemu, stąd masowe zainteresowanie nim. Fakt, że w Polsce ich stosowanie w takich przypadkach jest poza wskazaniem nie oznacza, że lekarz – świadomy ich innych działań i mający prawo przepisywać leki poza wskazaniami, zgodnie z wiedzą medyczną – przepisuje Ozempic osobom otyłym. Apel ministerstwa jest więc w tym przypadku niespójny z tym, co mogą i powinni lekarze. Dowodzi bezradności urzędników, którzy zamiast apelować mogliby tego typu leki dopisać do projektowanej listy leków, na które recepty nie można wystawić przez internet. A to niewątpliwie ograniczyłoby dostęp do nich osobom, które mogłyby schudnąć dzięki diecie i większej aktywności fizycznej lub szczupłych, które chcą być po prostu jeszcze szczuplejsze. O niczym takim jednak nie słychać.
Biorą pieniądze i zero odzewu
Oczekiwania osób, które chcą otrzymać wybrany przez siebie lek wykorzystują także oszuści. W internecie jest mnóstwo wiadomości o stronach receptomatowych, które pobierają pieniądze, czasem nawet oczekują dokumentacji medycznej, ale recept nie wystawiają. I nie zwracają pieniędzy. Mogą więc być wśród nich takie strony, które zarabiają nie robiąc absolutnie niczego.
Co ciekawe, wśród tego typu opinii czy skarg niektóre dotyczą nie recept, ale zwolnień. Bo L4 z receptomatu też można dostać. Trochę drożej niż receptę, ale trudno się dziwić – potencjalny zysk takiego klienta receptomatu jest większy. Otrzymując zwolnienie zyskuje kilka czy kilkanaście dni wolnego i jeszcze dostaje za to pieniądze, bo przecież zasiłek chorobowy mu się „należy”. „Inwestycja” w receptomaty przynosi mu więc wymierne korzyści. Ale „inwestor” pewnie nie czuje się oszustem, choć oszukuje i system ochrony zdrowia, i nas wszystkich, którzy się na jego funkcjonowanie składamy. A lekarz wystawiający takie zwolnienie w dokonaniu tego oszustwa bezwzględnie mu pomaga.
O zwolnieniach z receptomatów nikt z decydentów chyba jednak nie mówi.
Receptomat wiecznie żywy
W październiku wszystko było więc niemal po staremu – receptomaty jak działały, tak działają. Przynoszą zyski swoim właścicielom i lekarzom pracującym na ich rzecz, czasem także osobom zaopatrującym się za ich pośrednictwem w zwolnienia lekarskie. Ułatwiają dostęp do wszystkich leków osobom gotowym zainwestować kilkadziesiąt złotych w receptomaty, co przyczynia się do stosowania bez jakiegokolwiek medycznego uzasadnienia, bez jakiejkolwiek fachowej kontroli niewiadomej ilości leków. To – w perspektywie – także nas wszystkich obciąży, bo z uzależnień czy ze skutków zatruć lekami takie osoby będą się przecież kiedyś leczyć. Być może stracą nawet zdolność do pracy i pozostawać będą na naszym garnuszku…
Niemoc urzędnicza, brak myślenia przyczynowo-skutkowego czy może niechęć do pozbawiania kogoś przychodów, wciąż rządzą. Biorąc pod uwagę szereg ostatnich lat można więc stwierdzić, że fejkiem jest, iż państwo walczy z receptomatami.
A może receptomaty są korzystne
NFZ zjawiskiem się nie interesuje. Proceder drenuje kieszenie ludzi, których na drogie leki stać. To, że mogą potem mieć problemy ze zdrowiem, to ich problem – w systemie tego nikt przecież nie wyłapie, bo nie ma śladu. Klienci receptomatów nie zawracają tez głowy lekarzom i to jest kolejna systemowa korzyść. Jedyne niekorzystne zjawiska to wykupowanie leków takich jak Ozempic, których brakuje dla naprawdę chorych. No, ale z drugiej strony tych sprzedanych z taryfą 100% nie trzeba refundować – następna korzyść.
Może receptomaty są po prostu systemowi potrzebne? Wyobraźmy sobie szary rynek leków dla bogatych, gdzie wszystko można kupić za pieniądze i każdy problem rozwiązać, nawet się do systemu opieki zdrowotnej nie zbliżając. Może pójść w tym anarchokapitalizmie jeszcze dalej? Niech każdy lek na 100% płatności będzie dostępny bez żadnej recepty. Receptomaty staną się zbędne i lekarze w receptomatach poszukają sobie innego zajęcia. Opłaca się?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz